14/02/2013

"Nie wybieram się na emeryturę" (rozmowa z Jeanem Michelem Jarrem)




2010-12-06 

Spotkanie z Jeanem Michelem Jarrem miało miejsce w jednym z warszawskich hoteli, dość późnym wieczorem, jeszcze przed koncertami w Polsce. Artysta leży na hotelowym szezlongu, zmęczony podróżą i dziesiątkami udzielonych wywiadów. Ale i tak wygląda tylko na lekko wymiętego czterdziestolatka, a nie na swój wiek…

Jean Michel Jarre: Wybacz, że się położyłem, ale to najlepsza pozycja dla krążenia.

Nie ma sprawy. Mam tylko nadzieję, że nie zaśniesz(śmiech)

Jean Michel Jarre:
Och, nie jest aż tak źle.(śmiech)

Kilka dni temu ogłoszono alert antyterrorystyczny w Paryżu. Oglądaliśmy w wiadomościach miasto zabezpieczone przez wojsko i policję. Uważasz, że to właśnie we Francji dzieje się coś, co szczególnie prowokuje islamskich separatystów?

Jean Michel Jarre:
(najpierw ustala z managerem, gdzie mogły być ustawione te zabezpieczenia, bo po dorodze na lotnisko nic takiego nie zauważyli) Przypomina mi się taka historia sprzed wielu lat. Kiedy byłem na studiach, mieliśmy wymianę z konserwatorium w Stanach, w związku z czym tę tzw. paryską rewoltę studencką z 1968 roku oglądałem w amerykańskiej telewizji. Widziałem płonące samochody i tłum pikietujących ścierających się z policjantami. Natychmiast zadzowniłem do znajomych, żeby sprawdzić, czy miasto zostało zrównane z ziemią i ktoś w ogóle przeżył, bo tak to wyglądało w tych amerykańskich wiadomościach. A kolega powiedział mi przez telefon, że zamknięta była jedna ulica, a samochody zostały ugaszone w kwadrans. Zacząłbym więc od tego, że media muszą trochę… dramatyzować, żeby wzbudzać większe zainteresowanie widzów. Ale z wiekiem nabieram przekonania, że należy z dystantem podchodzić do takich rewelacji. Wracając do twojego pytania, pewnie w którejś części Paryża ktoś komuś zagroził, ktoś inny powiadomił o tym policjantów, a oni telewizję. Nawet, jeśli było jakieś zagrożenie, to przy obecnym poziomie zabezpieczeń w większych miastach, naprawdę trudno byłoby z powodzeniem przeprowadzić jakiś atak. Jest monitoring, znacznie więcej patroli, niż kiedyś… Oczywiście nie możemy ignorować takich sygnałów, ale nie sądzę, żebyśmy dawali więcej powodów terrorystom do takich radykalnych działań, niż inne kraje. I jeszcze bardziej wątpię, że coś takiego udałoby się im przeprowadzić niezauważenie.

To znaczy, że nie śledzisz tego, co się dzieje na świecie, nie oglądasz CNN i nie obchodzi cię to wszystko, co media tak wyolbrzymiają?

Jean Michel Jarre:
Nie bardzo mam na to czas. Raczej czytam codzienną prasę. Inną sprawą jest właśnie problem, jaki mamy ze współczesnymi mediami. Podtrzymują stan permanentnej paranoi i zagrożenia, bo to najbardziej przykuwa uwagę. Wiadomo, że każdy się boi o siebie i bliskich… Oczywiście to konsekwencja 11 Września i wciąż istniejącego potencjalnego zagrożenia, ale też sposób na utrzymanie widza i zarobienie więcej pieniędzy. Wolę więc w tym nie uczestniczyć, choć nie umniejszam ryzyka, jakie może nieść ze sobą terror jakichś ekstremistów.
  
 

 Czy zdecydowana opinia na ten temat bierze się stąd, że gruntownie przemyślałeś to i na przykład będzie miało jakis ślad w twojej twórczości, inspiruje cię to w jakiś sposób do tworzenia nowej muzyki.

Jean Michel Jarre:
Po prostu staram się nie być naiwny. I nie ulegać powszechenmu przkonaniu, że codzinnie jest tylko gorzej. Jestem optymistą, a to coraz rzadsze i wręcz nie wypada mówić na głos, że coś ci się podoba. A co do inspiracji… Tak, jak wszystko wokół, sytuacja geopolityczna na świecie daje mi jakiś impuls do tworzenia, ale nie większy, niż rozwój technologiczny, ekologia, czy relacje między ludźmi.

I to wszystko razem pozwala mieć nadzieję, że nowa płyta ukaże się..?

Jean Michel Jarre:
Tak, myślę, że w przyszłym roku ją wreszcie skończę.

W marcu, podczas koncertu w Katowicach zagrałeś jeden nowy utwór przed „Industrial Revolution 2”, na telebimie pojawiały się proekologiczne ujęcia... Co to było, jaki tytuł ma ta kompozycja?

Jean Michel Jarre:
To było “Adaggio” detykowane ludziom z Unesco, pewnie znajdzie się na nowej płycie. Sondowałem, czy fanom spodoba się na tyle, żeby ją nagrać w studiu. To był dość wiarygodny test, bo na jakichś dziesięciu tysiącach osób.

Zostałeś w tym roku uhonorowany przez Magazyn Mojo nagrodą za osiągnięcia całego życia, co trochę sugeruje, że według niektórych zrobiłeś już wszystko i możesz powiedzieć “żegnajcie!”…

Jean Michel Jarre:
(śmiech) Pomyślałem to samo. Ale, jako że nie wybieram się jeszcze na emeryturę, kiedy odbierałem statuetkę powiedziałem, że bardzo się cieszę z tego wyróżnienia i mam nadzieję, że za dwadzieścia lat spotkamy się w tej samej redakcji i odbiorę nagrodę “Za życiowe osiągnięcia, część druga”.

(śmiech) Życzę ci tego, ale faktem jest, że twoja kariera już trochę trwa, sporo koncertujesz i tworzysz wciąż nowe utwory. Czy wśród nich są takie, które z czasem znudziły ci się i nie masz ochoty ich grać?

Jean Michel Jarre:
Może nie mam zdecydowanie negatywnego stosunku, bo zawsze jest jakiś sentyment, czy zdarzenia, które kojarzą się z samym procesem tworzenia. Zazwyczaj miłe… W moim przypadku jest tak tylko z tymi mniej znanymi utworami z ostatniej płyty „Téo & Téa”. Nie jestem nimi zmęczony, ale mniej radości sprawia mi granie i słuchanie ich, niż wcześniejszych rzeczy. Powstawały w specyficznym czasie, i teraz wydają mi się za bardzo… zabawowe. Nie do końca taneczne, ale kojarzące się z nowoczesnym dance’em. Teraz widzę, że to było za bardzo „pomiędzy”. Niby moje, ale trochę, jak obce ciało w organiźmie, na który składają się pozostałe utwory z innych moich płyt. Oczywiście nie odrzucam ich, ani się nie wstydzę, to wciąż część rodziny, moje najmłodsze dzieci, tylko stoją trochę z boku, że użyję takiego plastycznego porównania… 


 W niektórych twoich utworach pojawiały się fragmenty tekstów, ale nigdy nie powstała płyta z regularnie śpiewającymi wokalistami. Nie myślałeś o rozwinięciu syntezatorowych kwestii “wypowiadanych” w “Revolutions”, “Zoolook”, czy “Give Me A Sign”?

Jean Michel Jarre:
To tak, jakbyś spytał pisarza, czy zamierza w którejś ze swoich książek umieścić muzykę.

(śmiech) Bardzo sprytnie, ale jednak powstaje muzyka z wokalem, a nawet jest taka kategoria wśród nagród Grammy. Jedna z najważniejszych…

Jean Michel Jarre:
Oczywiście rozumiem, o co ci chodzi, ale nie czuję potrzeby pisania aż tak popularnej muzyki. Wydaje mi się, że nie potrzebuję wokalisty, śpiewającego „Och, jak tu pięknie!”, skoro mogę oddać to samymi dźwiękami. W trzyminutowej piosence, której słucha się kątem ucha, potrzebny jest bardziej bezpośredni, prosty przekaz. Trzeba podać słuchaczowi w jak najmniej skomplikowany i jednoznaczny sposób komunikat w stylu „Ona go kochała, a on jej nie.”, albo na odwrót. Nie wydaje mi się, żeby odbiorcy mojej muzyki oczekiwali ode mnie aż tak bezpośredniego przekazu. Poza tym, nie chcę narzucać się za bardzo z własną wizją. Niech ludzie czerpią przyjemność z myślenia. To ogólna filozofia, założenie, które mam, a jest jeszcze kwestia zupełnie innej struktury mojej muzyki i muzyki popularnej. Teksty po prostu nie pasują do tego, co komponuję.

Pierwszy raz zaprezentujesz się na aż trzech koncertach w naszym kraju…

Jean Michel Jarre:
Tak, to spore wyzwanie. Szczególnie, że polska publiczność nie ma w zwyczaju po prostu przyjść na koncert i słuchać. To o wiele bardziej złożony proces i aktywne uczestnictwo, co czuje się na scenie. Jest energia, która emanuje z polskiej publiczności, są naprawdę żywiołowe reakcje, warto się starać zrobić coś więcej, niż pogibać się nad laptopoem, odpalając kolejne utwory. Na Polakach robią wrażenie elementy widowiska, nad którymi pracujemy z całą ekipą przez wiele miesięcy. Nie twierdzę, że łatwiej was zadziwić, ale chyba umiecie bardziej docenić starania artysty. Mam wrażenie, że to ciepłe przyjęcie jest naturalne i niewymuszone, a oklaski rzęsiste, bo szczere. Eksperyment z trzema koncerami zweryfikuje moje wyobrażenie, być może tylko ogromne audytoria przy specjalnych okazjach tak reagują w Polsce. Zobaczymy. Tak, czy inaczej nie powstrzymamy się od przygotowania specjalnych efektów, z zupełnie nowymi sekcjami laserów, videoprezentacjami, czy nowymi technologiami oświetleniowymi i nagłaśniającymi. Sześćdziesiąt osób pracuje przy każdym koncercie po to, żeby efekt był jak najlepszy. Przy okazji staramy się jak najbardziej dbać o ekologię, więc doychczasowe bardzo prądożerne oświetlenie zastąpiliśmy bardziej energooszczędnym. Uważam, że to lepszy sposób na bycie proekologicznym, niż namawianie swoich fanów ze sceny, żeby jeździli do pracy rowerami, i latanie prywatnymi odrzutowacami z koncertu na koncert. Jak robią to niektóre zespoły… Wolę sam dawać przykład i uzmysławiać, że można w prosty sposób dbać o środowisko, bez większych wyrzeczeń. Po prostu wymieńcie żarówki na bardziej oszczędne, tak jak my to zrobiliśmy.

Obiecuję (śmiech).

Jean Michel Jarre:
I pamiętajcie o tym, że małymi kroczkami dochodzi się do wielkich czynów.


Source: muzyka.wp.p

No comments:

Post a Comment